Wstęp do wydania polskiego
Hans-Hermann Hoppe
W dziejach rodzaju ludzkiego zdarzają się punkty zwrotne, już to w lepszym, już w
gorszym kierunku. Jednym z takich momentów przełomowych był upadek komunizmu w Europie
Wschodniej i Środkowej, jaki nastąpił w 1989 roku. Przepowiedział go przeszło 70 lat
temu, urodzony w polskim mieście, Lwowie, wybitny ekonomista austriacki, Ludwig von Mises
(1881 - 1973).
Nie ma wątpliwości, że upadek komunizmu był zmianą na lepsze, jednakże historia
ludzkości roi się od wydarzeń, które choć zapowiadały się na wielki triumf ludzkiej
wolności, po jakimś czasie stały się nikłym jej zwycięstwem, którego owoce wkrótce
znikały.
Spośród wszystkich krajów wyzwolonych spod jarzma komunizmu, z Polską wiązano
największe nadzieje. Polska była niegdyś narodem na wskroś arystokratycznym, a
przecież to właśnie arystokracja była tą naturalną elitą narodu, która z natury
swojej troszczyła się o wolność i propagowanie jej idei. W latach 1572 - 1791 Polska
była monarchią elekcyjną, zaś w polskim parlamencie, pojedynczy poseł miał prawo
wetowania jakiejkolwiek inicjatywy ustawodawczej. Polska była znana i podziwiana w całej
Europie za swoją tolerancje religijną. Zdaniem Erika Ritter von Kuehnelt-Leddihn Polacy
trzykrotnie odegrali decydującą rolę w ratowaniu cywilizacji Zachodu; w 1241 roku,
kiedy pod Legnicą, ramię w ramię z niemieckim rycerstwem powstrzymali tatarskie hordy
przed inwazją Europy Zachodniej; w 1683 roku, kiedy polskie wojska pokonały Turków pod
Wiedniem, oraz w 1920 roku, kiedy Polacy pokonali bolszewików w bitwie warszawskiej.
Zamiast jednak wskrzesić swą pełną chwały wolnościową przeszłość i wybrać
drogę zdecydowanej desocjalizacji i prywatyzacji, jak sam proponuję w rozdziale VI tej
książki, Polska - podobnie jak większość innych krajów postkomunistycznych -
zdecydowała się na przyjęcie zachodnioeuropejskiego modelu socjaldemokratycznego
państwa opiekuńczego. Trudno się zresztą Polakom dziwić. Polscy przywódcy nie znali
nic lepszego, a ponadto zostali przekupieni i niejako przymuszeni do takiego rozwiązania
przez przywódców politycznych Zachodu i ich intelektualnych "ochroniarzy",
którzy wręcz obawiali się powstania wolnej i w pełni liberalnej Środkowej i
Wschodniej Europy. Taka liberalna Polska byłaby wobec ich, nadmiernie opodatkowanych i
nadmiernie uregulowanych krajów silnym konkurentem, który by zmuszał do wprowadzenia w
ich własnych krajach radykalnych reform. Mogłyby one spowodować odejście od
niewydolnego ekonomicznie modelu państwa opiekuńczego Zachodu. Zamiast więc reform,
mamy w Polsce naśladowanie Zachodu z jego rozdętym sektorem gospodarki kontrolowanej
przez państwo, państwowymi prasami drukującymi papierowe pieniądze, wysokimi
podatkami, nadmiarem ustaw i regulacji i całą masą, finansowanych przez podatnika
zasiłków i subsydiów. Co więcej, skuszona obietnicami ogromnych zapomóg z Brukseli i
wizją dobrze płatnych posad w rosnącej bez ustanku unijnej biurokracji, Polska
zdecydowała się przyłączyć do Unii Europejskiej, rząd zaś - w ramach harmonizacji
prawa unijnego - dostosował do struktur ogólnoeuropejskich, zarówno ustawodawstwo jak i
system podatkowy. W rezultacie, tuż po początkowym przyspieszeniu wzrostu ekonomicznego,
który nastąpił w wyniku częściowej prywatyzacji i liberalizacji gospodarki,
nastąpiło to , czego należało oczekiwać: szerząca się korupcja, inflacja, stagnacja
i bezrobocie.
Co gorsza, nawet ta ograniczona desocjalizacji prowadzona była wedle standardów
politycznych. Zamiast więc oddać własność w ręce jej prawidłowych właścicieli,
dużą część majątku narodowego została przywłaszczona przez polityków i ich
totumfackich, najczęściej spośród elit poprzednich władz komunistycznych i oprawców
minionego systemu. W wyniku tego procesu, wielu ludzi o podejrzanej reputacji stało sie
nagle właścicielami ogromnych fortun i wpływowymi biznesmenami.
Trudno sie potem dziwić, że słowa takie jak "kapitalizm" czy
"gospodarka wolnorynkowa" nabrały bardzo szybko konotacji negatywnej, stajać
się synonimem wszelkiego zła, gdyż właśnie pod ich szyldem przewrotnie reklamowano
nowy system. Jeśli kapitalizm i wolny rynek oznaczają stagnację, nędzę i bezrobocie,
jeśli pomagają bogacić się oszustom i kombinatorom, to któż by takiego systemu
chciał?
Kultywowane skrzętnie przez cztery dekady komunizmu, ostrze zawiści i źle pojętego
egalitaryzmu nasiliło się w walce przeciwko ludziom bogatym.
W tej książce pokażemy, że istniejący porządek miale jednak alternatywę;
demokracja jest bowiem łagodną formą komunizmu; że system monarchiczny byłby od
masowej demokracji o wiele lepszy, chociażby poprzez ustanowienie "porządku
naturalnego"; że centralizacji polityczna, taka jak istnieje we Wspólnocie
Europejskiej jest absurdem ekonomicznym. Wykażemy też, że decentralizacja - model
istniejący w kantonalnej Szwajcarii, w Liechtensteinie, Monako czy w "wolnych
miastach", takich jak Wolne Królewskie Miasto Gdańska przed 1795 rokiem lub inne
"wolne miasta" rozrzucone po średniowiecznej Europie - szerzyły wolność,
swobody obywatelskie i prosperitę; że klasa polityczna i rządowi biurokraci, to
pasożyty żyjące kosztem pracy produkujących indywiduów; że w czystym kapitalizmie, w
warunkach wolnego rynku, ludźmi zamożnymi, zasługującymi na bogactwo nie są oszuści,
lecz ludzie pracujący, tworzący majątek narodowy; że w takich warunkach uczucie
zazdrości, potępiane w biblijnych przykazaniach są bezproduktywnym złem, które
należy za wszelką cenę zdławić.
Nie przesadzę, jeśli powiem, że książka ta będzie dla wielu polskich czytelników
wysoce prowokacyjna, a nawet niekiedy szokująca. Rozprawia się ona z mitami, obalając
je bez względu na to, czy zgodzą się oni z moimi wnioskami czy nie. Jestem pewien, że
dla czytelników tych będzie to okazja do otrząśnięcia się z dogmatycznej drzemki i
do spojrzenia na świat innymi oczami niż dotąd.
419 stron, miękka oprawa