Współczesna wrażliwość oczekuje od święta - tak jak i od rewolucji
- całkowitej przemiany dawnego świata. Lecz czy święto samo w sobie ma naturę
rewolucyjną?
Analiza świąt Rewolucji Francuskiej - w oczywisty sposób powiązanych z
wydarzeniami rewolucyjnymi - pozwoli na to pytanie odpowiedzieć.
Historycy proponują wiele typologii mających na celu usystematyzowanie świąt
rewolucyjnych. Przeciwstawiają sobie święta celebrowane przez konkurencyjne względem
siebie grupy, podkreślają antagonizmy między Rozumem a Istotą Najwyższą i
określają termidor jako swoisty przełom epok obrzędowych.
Tym interpretacjom Mona Ozouf przeciwstawia własny, niezwykle spójny
obraz święta. Kładzie nacisk na prawidłowości, nie zaś na różnice; łączy
Mirabeau, Robespierre'a, La Révelliere'a-Lépeaux we wspólnej idei święta - święta
rewolucyjnego w jego szczególnym związku z czasem i miejscem, z jego wolą nauczania i
utopijną ambicją porządkowania świata. Staje się ono niejako nauczycielem narodu.
A wszystko to wbrew buntowniczej naturze rewolucji, rewolucji, która sama
siebie definiuje w kategoriach porządku, nie zaś chaosu. Bez wahania więc możemy tutaj
mówić o świętach rewolucyjnych. Ludzie poszukują w nich uporządkowania czasu
rewolucji, zaprzeczenia jej gwałtownym zmianom, w końcu zaś ustanowienia
społeczeństwa chronionego przed wydarzeniami historii. To przedsięwzięcie jest
wprowadzane w życie przez cały czas trwania tego burzliwego dziesięciolecia.
Niestety, jest to przedsięwzięcie niemożliwe do realizacji, choć
niepowodzenie świąt rewolucyjnych nie jest oczywiste. Po pierwsze dlatego, że stały
się one trwałym elementem tradycji życia ludowego, ale przede wszystkim dlatego, że
uosabiają nowe wartości rodzinne, społeczne i obywatelskie. U zarania epoki wartości
laickich, liberalnych i nowoczesnych święta rewolucyjne z powodzeniem zastąpiły sferę
sacrum.
364 strony, oprawa twarda